2.07.2012

Strach oparty na faktach.

Uwielbiam, a nawet i mogę śmiało powiedzieć, iż kocham filmy, których scenariusz bazuje na prawdziwych wydarzeniach. Jednak, aby nie było tak wesoło, jak w przypadku komedii, bądź płaczliwie, jak w romansach to interesującymi mnie gatunkami z tego typu obrazów zdecydowanie są wszelkie horrory i thrillery. Nie ma nic lepszego dla mnie, jak gęsia skórka pojawiająca się w momentach grozy i delikatne przerażenie, które wtedy mi niewątpliwie towarzyszy. Siadam wygodnie w fotelu z wielką miską popcornu z Ukochanym mężczyzną i zaczynamy wieczorny seans.

Zawsze, gdy na początku pojawiają się napisy uświadamiające mnie, iż dana produkcja została oparta na faktach – nie mogę doczekać się tego, co się wydarzy w filmie. Przyznam się z miejsca, że jest jeden taki obraz, który przyprawia mnie o dreszcze od chwili, gdy się o nim dowiedziałam, a już całkowicie spotęgował się mój lęk na wieść o tym, że to wcale nie jest wymysł scenarzysty… Mianowicie chodzi mi o „Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną”. Jest to jedyny film, który nie jestem w stanie obejrzeć. Nie sprawdzałam, czy byłabym na tyle odważna po zażyciu wspomagaczy typu: alkohol, ale uważam, że nadal bym się panicznie bała. Jakiś czas temu jedna z części tegoż okropieństwa leciała w tv i zebrałam się w sobie i dałam radę wytrzymać przez jakieś 20 minut. Później jednak musiałam wyłączyć telewizor, bo moja podświadomość zaczęła zbyt mocno się nakręcać i miałam chore wizje. Na tym właśnie skończył się mój romans z tym psychopatycznym mordercą. Są jednak i takie produkcje, które może i na pierwszy rzut oka wydają się być bardzo makabryczne to na samym końcu jest Happy End. Tak właśnie było w filmie „Udręczeni”. Nie będę Wam zdradzać szczegółów tego dreszczowca, ale naprawdę jest wart obejrzenia. Kiedyś tam głośno było o słynnym horrorze nagrywanym z ręki, czyli mowa o „The Blair Witch Project”. Nie jestem pewna, ale on chyba zapoczątkował pewną modę na przedstawianie filmów w taki właśnie mało budżetowy sposób, lecz z ogromnymi późniejszymi zyskami. Mimo, iż ogólnie nie jest to jakiś bardzo straszny wytwór to jednak sam fakt tych zdarzeń, a raczej tych pytań, na które już raczej nigdy odpowiedzi nie znajdziemy – budzi grozę. Długo można by opisywać różne typy filmów budzących lęk już choćby z samej ich nazwy. Jednak muszę Wam jeszcze napisać o tych, które mnie intrygują najbardziej, które chyba też najtrudniej jest wytłumaczyć i jakoś logicznie wyjaśnić. Egzorcyzmy. Co o nich powiecie? Co w ogóle o nich sądzicie? Osobiście oglądam wszystkie filmy, w których ten temat się pojawia. Bardzo mnie to ciekawi, czy oni naprawdę są opętani, czy jednak tylko tak znakomicie udają? Trudno jest mi znaleźć jedną tylko odpowiedź. Czasami wydaje się, iż naprawdę demon siedzi w tych ludziach, no bo jakby oni niby mogli chodzić po ścianach, nagle mówić biegle łaciną, zmieniać głos w sposób nienaturalny, zmutować twarz, mieć ogromną siłę i wiedzieć rzeczy, których normalnie się nie wie? Z drugiej strony jednak pojawia się logiczne myślenie, wyjaśnianie takich spraw, jakieś tam dowody itp. I w co tu niby wierzyć? Własnym oczom i uszom, czy czyimś uzasadnieniom?

Swego czasu chciałam studiować filmoznawstwo by się we wszystko wdrożyć i móc patrzeć na seanse w kinie okiem profesjonalisty. Jednak, gdy dotarło do mnie, iż wtedy mogłabym nie odczuwać pełnej przyjemności, którą dostarcza mi film, bo niektóre schematy pojawią się na wykładach, a następnie będą na wielkim ekranie i pojawi się mój krytyczny głos – zniechęciłam się. Miłość do strachu wygrała.

1.07.2012

Solarium - o zgrozo!

Modna opalenizna stała się znakiem rozpoznawczym XXI wieku. Wiele młodych dziewczyn i chłopaków, a nawet dojrzałe kobiety i mężczyźni nie stronią od tego „upiększającego cuda”. Gdzie się podziały te naturalne persony, których rumieńce były widoczne w chwili prawienia komplementów? Dzisiaj taki widok jest niebywale rzadki, bo jak ujrzeć zaczerwienione policzki przy brązowym kolorze skóry?

Szok, po prostu szok, że ta dzisiejsza młodzież się tak oszpeca. Zwykle zaczyna się od nabierania „zdrowego koloru”, gdy wygląda się blado i niezdrowo. Kończy się przeważnie jak zawsze – uzależnieniem od opalania. Wtedy skóra z pięknej i elastycznej zamienia się w zniszczoną, szybciej starzejącą się i poplamioną. Moim zdaniem atrakcyjne to nie jest, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, iż zasługuje na miano obleśnego. Dawniej frytki kojarzyły się ludziom z jedzeniem, dziś jest to pospolite określenie nienaturalnie brązowych przedstawicieli obu płci. Ostatnio natknęłam się w Internecie na przypadek pewnej damy z zagranicy, która trafiła przed sąd po tym, gdy jej malutka córeczka została poparzona przez opalanie w solarium. Kurde, trzeba być naprawdę kretynem, by zdrowie własnego dziecka narażać w taki sposób! Jak można od tak, po prostu niszczyć dziecku wygląd od najmłodszych lat? To się w głowie nie mieści! Takie matki powinny być od razu pozbawiane praw rodzicielskich i zamykane na dwie godziny w tym okropnym łóżku – może przez leczenie szokowe by się czegoś nauczyły. Nie przeczę, że delikatnie brzoskwiniowa cera jest urodziwa, ale nie popadajmy w przesadę. Co za dużo to nie zdrowo. Przesiadywanie po kilkanaście minut dziennie codziennie lub kilka razy w tygodniu w tym relaksującym miejscu nie sprawi, że od razu nasza samoocena urośnie o ileś procent, że nagle staniemy się sex bombami i że będziemy pociągający. Jednym może i się to spodoba, ale u innych narazimy się na czyste wyśmianie, a co gorsza zniszczymy sobie zdrowie. Fakt, są typy mężczyzn, którzy lubią, gdy ich Panie życia są sztucznie czekoladowe, co daje „brudny” efekt i wtedy najczęściej towarzyszy im jasny kolor włosów i niejednokrotnie wyzywający makijaż. Kobiety też lecą na takich wręcz osmolonych mężczyzn, którzy uchodzą za metroseksualnych lalusiów.

Nie lubię skwarek, nie lubię solarium, nie lubię wylegiwania się godzinami na słońcu i nie lubię białych tyłków, które zdradzają stopień spalenia skóry od promieni! Agr!