24.05.2012

Indywidualność, czy naprawdę istnieje?


Mass media przejęły kontrolę nad umysłami części społeczeństwa. Zaczęto podążać za modą, upodabniać się do kreowanych w nich wizerunkach. Dzieje się tak, ponieważ niektórzy wolą nie odstępować od trendów, gdyż nie chcą być gorsi. Jednakże termin „inny”, idący własną drogą – wcale nie przypisuje miana drugorzędności. Uważam, że jest wręcz przeciwnie, oryginalność reprezentowana np. ubiorem czy stylem życia powinna być doceniana. Oczywiście wszystko w ramach rozsądku, ponieważ przesadyzm nie jest ciekawą i dobrą alternatywą.
 
Część osób powiedziało by, że są świadomi siebie, swoich mocnych i słabych stron, potrzeb i pragnień, planów. Mają z góry ustalone priorytety, według których starają się żyć i wszystko im podporządkowują. Świat wokoło nie stanowi wtedy żadnej bariery, gdyż liczy się dotarcie do wcześniej obranego celu. W dzisiejszych czasach takie zachowanie można zaobserwować u coraz to mniejszej części społeczności, ponieważ niektórzy nie mają ukierunkowanego poglądu, są ogólnikowi. Trudno jest wtedy jednoznacznie powiedzieć, jakim jest „moje prawdziwe ja” i „czego oczekuję od siebie i życia”. W wielu przypadkach taką dezorientację powodują ograniczenia podyktowane przez politykę w kraju, brak możliwości finansowych et cetera. Pojawiają się jednostki, które boją się wyrażać swoje zdanie, gdyż obawiają się reakcji otoczenia. Z czym to się więc wiąże? Z okłamywaniem samego siebie. Staramy się w ten sposób wmówić sobie pewne zachowania, które nie będą odbiegały od większości, dzięki którym wtopimy się w tłum. W ten sposób powstaje bariera, mur, który ogranicza nas – ludzi. Zabiera nam naszą wolność, indywidualność i oryginalność. Za wszelką cenę pragniemy być zgodni ze zbiorowością, ponieważ wszelka odmienność traktowana jest jako swoiste dziwactwo. 

Umysł ludzki jest bardzo trudny do rozszyfrowania. Postęp cywilizacyjny wciąż się rozwija, rozrasta się w zatrważającym tempie. Dlaczego więc i my zamiast iść do przodu, to stoimy w miejscu bądź się cofamy? Należy zmagać się ze swoimi słabościami, a nie omijać je szerokim łukiem. Wielokrotnie idziemy na łatwiznę, korzystamy z kół ratunkowych rzucanych przez tych, którzy mają nad nami władzę i kontrolę. Poddajemy się, nie walczymy i zostawiamy to na później z myślą, że może zrobi się samo. Nie powinno się ignorować swoich uczuć, idei. Nikt przecież nie jest taki sam – tylko każdy jest inny. Kiedy znajdujemy się w łonie matki to nie jesteśmy niczego świadomi. Jest nam dobrze, beztrosko. Kiedy dorastamy, rozwijamy się i poznajemy świat to przekonujemy się wtedy, że nie można patrzeć jedynie przez różowe okulary, że nikt za nas egzystować nie będzie. Należy wziąć się w garść i pokazać, że się potrafi być sobą, nie wyimaginowaną lalką, którą ktoś kieruje pociągając za odpowiednie sznureczki.

A czy Ty uważasz się za osobę żyjącą według własnych zasad, indywidualnie i zgodnie z tym, co podpowiada sumienie? A może ulegasz presji otoczenia bo tak Ci łatwiej i wygodniej?

15.05.2012

Pewność siebie - zaleta czy wada?

Centrum miasta. Chodniki zapełnione ludźmi. Kiedy tak zatrzymamy się i zaczniemy z boku obserwować zachowania przechodniów to dostrzeżemy jak bardzo jesteśmy różni i inni od siebie. Każdy jest indywidualnością. Jedni pewnie kroczą przed siebie, nie bacząc na niesprzyjające okoliczności. Ci drudzy wolą trzymać się na uboczu i zejść z drogi, tym których uważają za lepszych od siebie. Pozostali są neutralni i zachowawczy.

Śmiałość jest atutem czy może wadą? W jaki sposób mogą przejawiać się pozytywne i negatywne cechy pewności siebie? Czy można je kategoryzować jako odwagę?

Potrafimy zawalczyć „o swoje” przekonując innych do swoich racji. Przedstawiamy argumenty, które mają na celu wyperswadować naszym rozmówcom bądź słuchaczom/obserwatorom, że nasze zdanie jest słuszne. Gros osób  wypracowało w sobie w ten sposób sztukę manipulacji. Potrafią oni wykorzystać daną chwilę jak najlepiej potrafią i tym samym osiągają swój cel. Podatność na takie działania zależy wyłącznie od naszej silnej woli oraz niejednokrotnie od sytuacji w jakiej się znajdziemy. Zdarza się, że okoliczności kierują naszą ostateczną decyzją połączoną z wyborem. Sądzę, że nie można jednoznacznie określić pewności siebie jako wadę bądź zaletę. Jeśli mamy dobre zamiary od początku to u takiej osoby wywnioskujemy ją jako ewidentną  pozytywną cechę. Wykazując się inicjatywą, chęcią walki o coś słusznego zyskamy sprzymierzeńców, pomocników.

Idzie piękna, ponętna kobieta z głową podniesioną wysoko ku górze – taki obraz nasuwa nam jedną myśl. Ta Pani jest zapewne pewną siebie osobą, która doskonale wie jak podkreślać swoje atuty i jak ukrywać ewentualne niedoskonałości. Potrafi osaczyć i oślepić. Owinąć sobie wokół palca nawet tych, którzy wcześniej starali się być odporni na jej urok. Z czasem każdy ulegnie jeśli ona bardzo tego zapragnie. Kiedy dostanie już to co czego chce – kiwnie palcem i odejdzie w zapomniane. Nigdy nie wróci. Była zdobywczynią.

Porażka. Najbliższy przyjaciel jak i wróg zawziętości. Idzie krok w krok za naszymi czynami, słowami, gestami itd. Każde potknięcie zauważy i zrobi z tego wielką aferę, po której ciężko będzie odbudować dawną reputację. By tak usilnie dążyć do upragnionej intencji niewątpliwie potrzebna jest wielka odwaga i silne nerwy. Brak tego pierwszego, jak i drugiego może być fatalne w skutkach. O załamanie psychiczne spowodowane fiasko nie trudno.

Nie można jednakże uważać się za kogoś drugorzędnego. Człowiek nie mający własnego zdania lub bojący się je głośno i otwarcie mówić tak naprawdę nie żyje. On tylko egzystuje odbijając się od haseł wypowiadanych przez górujących.

Gdy przebrnęłam przez te wszystkie moje rozważania doszłam do wniosku, że najlepiej jest być osobą bezstronną. W momencie, kiedy sytuacja tego wymaga potrafić wypowiedzieć swoje zdanie, nie idąc ślepo za tłumem bądź większością opinii. Wtedy sami zadecydujemy o swoim losie i nie będziemy mieli prawa mieć pretensji do siebie, że nie posłuchaliśmy naszej podświadomości. Powinniśmy wypracować w sobie zdrową pewność siebie, by nie dać się omamić zawyżonym aspiracjom, po to aby uchronić się przed ewentualnym „dołkiem”.


Publikacje:

10.05.2012

Chodzę po świecie, czy świat po mnie?

Dostosowywanie się do wykreowanych wizerunków, które dostarcza nam otoczenie jest niebywale trudne. Przeciętni ludzie nie zdają sobie nawet sprawy z powagi sytuacji, w której się znajdują. Codziennie podejmujemy różnego rodzaju decyzje. Niekiedy są one istotne i odgrywają ważną rolę w naszej dalszej egzystencji, a czasami jest wręcz przeciwnie i przejmujemy się błahostkami, niemającymi większego znaczenia. Mimo to wciąż jesteśmy poddawani presji, wywołanej przez środowisko.

W poszukiwaniu konsensusu pomiędzy swoją świadomością a życiem na świecie, przemierzamy setki milionów myśli, by w końcu zatrzymać się na tej właściwej, dającej satysfakcje obu stronom. Część ludzi już dotarła do końca tej trudnej drogi, a pozostali wciąż się błąkają. Jak sobie poradzić by przypadkiem nie zaprzepaścić swojej szansy i nie dać wejść sobie na głowę? Odpowiedź jest bardzo prosta. Należy postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami, jednakże liczyć się z ogólnie przyjętymi zasadami i mieć głowę na karku. Wokół nas jest wiele pokus, mających na celu nas zdezorientować i omamić. Taktykę manipulacji stosują m.in. media. To one w dzisiejszych czasach stały się głównym źródłem informacji. Kiedy czegoś nie wiemy i chcemy zagłębić się bardziej w nurtujący nas temat to sięgamy do ogólnie dostępnych źródeł. Oczywiście są one bardzo dobrym punktem odniesienia, który działa jak łańcuszek przekazujący treści, docierając do coraz to szerszego grona odbiorców. Nie należy jednak żyć jedynie tym, co przeczytamy, o czym usłyszymy, bądź zobaczymy na szklanym ekranie. Nie zawsze wiadomości są prawdziwe. 

 „Dbajmy o środowisko!” – to hasło często pojawia się w środkach masowego przekazu. Dlaczego, więc my – ludzie – żyjący na Ziemi, nie dbamy o nią, nie troszczymy się o przyszłość naszą i potomków tylko się pomału wyniszczamy? Przecież świat należy do nas, on sam nie będzie się ochraniać. Ponoć jesteśmy istotami rozumnymi. Zostaliśmy obdarzeni szarymi komórkami by je wykorzystywać. W związku z tym powinniśmy być bardziej odpowiedzialni za swoje czyny  i liczyć się z faktem, że z czasem będzie coraz gorzej. Jest nas kilka miliardów, a my nie potrafimy sobie poradzić z jedną planetą, którą zamieszkujemy. Świat umiera, a my razem z nim. Daliśmy się opleść szponom natury i ciężko nam jest się teraz z nich wydostać. Nie mamy władzy, nie mamy możliwości. Po co nam w takim bądź razie wolna wola, skoro nie możemy sami konstruować swojej przyszłości? Ktoś będzie się starać, dążyć do doskonałości, nawet po przysłowiowych trupach. Jednakże jaką to mu daje gwarancję, że jego wysiłek nie pójdzie na marne? On zrobi coś znakomicie, a później przyjdzie inna osoba i to wszystko zniszczy. 

Najmłodsi wierzą, że mogą coś zmienić, że sami sobie planują przyszłe losy. Niemniej z czasem zrozumieją, że to już dawno świat chodzi po nas, a my tylko po nim stąpamy, gdyż jesteśmy od niego zależni.

A czy Ty drogi czytelniku uważasz, że dopuściliśmy do tego, iż żyjemy tak naprawdę w świecie przegranym? Czy mamy jeszcze szansę na uratowanie tego co stracone?


Publikacje:

6.05.2012

Emocje kobiety kontra mężczyzna.

Przeciwieństwa się przyciągają, mówi nam stare przysłowie, które często jest powtarzane w dzisiejszych czasach. Ponoć, aby stworzyć idealny partnerski związek – należy się uzupełniać. Wtedy uniknie się konfliktów i nieporozumień oraz łatwo dojść do wspólnego konsensusu. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że życie to nie bajka i nie wszystko jest takie, jak nam się na początku wydawało.

Kobieca intuicja, szósty zmysł towarzyszący płci pięknej od wieków, wykorzystywany jest do prześwietlania swojej drugiej połówki. Posługując się tą zdolnością, galopującymi myślami dążącymi w określonym kierunku, niejednokrotnie rujnujemy się od wewnątrz. Niszczymy doskonałe relacje z otoczeniem, z mężczyzną, z najbliższymi. Dzieje się tak, ponieważ ślepo ufamy swoim przeczuciom, bo przecież są tak silne, wyraziste, że trudno się ich pozbyć i przyjąć inny scenariusz. Nie liczy się wtedy nic innego, poza ideologią, która kreuje się w umyśle i zabija psychikę. Nawet najsilniejsze jednostki, zażarte w swoim boju, nie mają szans z urojeniami kobiety. Zdesperowana furiatka, pokazuje swoją drugą twarz, prawdziwe oblicze skrywane pod grubą warstwą złudzeń. Wybucha jak emocjonalny wulkan, zalewający szczęście znajdujące się wokół niej. Nie przyjmuje krytyki, negatywnych słów rzucanych w jej kierunku, które zamiast zatrzymać ten szał sprawiają, że jeszcze bardziej się denerwuje i złości.

Rozdrażnione dziewczę, oprócz niemiłego słowotoku to potrafi zaserwować, ostatnio popularny foch. Tupnie nogą i zacznie się obrażać na cały świat. Nie ulegnie wyjaśnieniom, przeprosinom, prośbom. Ona ma zawsze rację i koniec kropka. Nie ma możliwości, by ktoś podważył jej stanowisko. Ucierpiała by na tym jej duma, skrzętnie pielęgnowana przez przepuszczenia. Zaczyna milczeć z nadzieją, że druga osoba domyśli się o co jej chodzi i będzie ulegać jej nastrojom.

Mężczyzna jest inny. Przynajmniej nam, kobietom tak się wydaje. On widzi wszystko prostolinijnie, nie doszukując się nieprawidłowości, nie dociekając domniemanej prawdy. Jeśli coś jest czerwone to jest czerwone, a nie bordowe, wiśniowe czy rdzawe. Nie rozdrabnia się w poszukiwaniu różnych agend. Zwykle bywa tak, że nie rozumie on swojej damy, gdy włącza się jej logorea – udaje, że słucha, a tak naprawdę nie wie o co jej chodzi i tylko przytakuje. Nakręcona jak pozytywka kobieta wygaduje głupoty, oburza się, nie panuje nad emocjami, łatwo daje się wyprowadzić z równowagi. Facet natomiast potrafi okazać niebywałą cierpliwość, stoicki spokój. Jak wszystko, co ma swój początek i koniec, jego opanowanie także się w reszcie skończy, zadając lubej ból fizyczny. To jest ostateczność, gdy emocje wezmą górę nad zdrowym rozsądkiem.

Brak zrozumienia i wyrozumiałości. Zanikające linie porozumienia pomału wypalają uczucie, które powstało pomiędzy dwojgiem ludzi. Niewłaściwe dopasowanie, różne charaktery, poglądy, myśli. Wszystko to nie będzie ze sobą współgrało, zawsze będzie wątpliwość, brak zaufania. Jedna osoba ceni sobie wolność i niezależność, a druga woli kontrolować, zadawać masę niewygodnych pytań.

Kobieta jest kopalnią emocjonalną. Co jakiś czas można odkrywać nowe cechy, które ją określają, które są lepsze lub gorsze, które ją ostatecznie kształtują i sprawiają, że nie będzie taka sama jak wcześniej. Takie nieświadome działania sprawiają, że coraz bardziej widoczna staje się być różnica pomiędzy obojgiem płci.


Publikacje:

5.05.2012

Strach przed burzą, czy burza przed strachem?

Wiele razy mówiłam sobie stop!, by znowu nie popaść w przerysowaną eudajmonię. Raczej nigdy się nie dowiem, czy to były dobre wybory, czy też złe. Życie potoczyło się dalej, zostawiając w pamięci luki niepewności, zwątpienia i chęci zawrócenia oraz naprawienia niektórych sytuacji. Cios wymierzony w najczulszy punkt będzie chyba bolał już zawsze, bez  względu na sprzyjające okoliczności, na nastrój.

Bać się można wielu rzeczy, sytuacji, emocji, słów, uczynków. Chyba to tchórzostwo mamy już w genach od pokoleń. W środku, wewnątrz pulsującego organizmu rozgrywa się walka. Bicie serca wymyka się spod kontroli, wszystko pulsuje niewyobrażalnie mocno. Nasze wnętrzności tańczą walca w rytm oddechu, który sterowany jest mimowolnie. Stan, który nas ogarnia blokuje myślenie, racjonalne myślenie i na przód wybiegają najdurniejsze jednostki szarych komórek. Wtedy nie wiesz, czy to jest prawdą, czy wyobrażeniem, bo sam się gubisz. Głupie to uczucie, wiem. Tracimy panowanie nad sobą, swoim ciałem. Ten zimny pot oblewający naszą skórę ma wtedy władzę. Gęsia skórka idzie z nim w parze i z drżącymi dłońmi. Cholera jasna, niech to się wreszcie skończy! Skupić się nie można, złapać jakiejś równowagi i powrócić do świata żywych, do zwyczajnie funkcjonującej społeczności. Założenia, które nami kierują pędzą szybciej niż byśmy mogli się tego spodziewać. Nie jestem w stanie nawet odwrócić głowy gwałtownie i zaśmiać się cicho pod nosem, po prostu nie mogę zrobić nic.

Wolę uprzedzać różne niesprzyjające okoliczności i najpierw szaleć w amoku, niż później bić się z intencjonalnością. Wiem, że robię źle. Jestem tego przecież świadoma. Za prędko wybucham, za szybko wtedy mówię i nie ogarniam nic. Mam ochotę wrzeszczeć na cały głos, uderzyć ręką w ścianę i kopnąć stojącą obok mnie szafkę. Sama siebie zabijam powoli tą maszynerią, którą wprawia w ruch mój mózg. Oszukuję sama siebie tym, że jeżeli wybuchnę przed czasem, przed prawdą to ten strach nie nadejdzie i że będę silną kobietą, która po prostu sobie z tym poradzi, która da radę. Nie liczy się wtedy to co nastąpi, że może ranię ważną dla mnie osobę, że może jest zupełnie inaczej niż ja to sobie wyobrażam. W takich chwilach jestem samolubna, narcystyczna i wstrętna. Ociekam złością, nerwy we mnie królują i drążą dziurę w moim sercu.

To smutne. To jest bardzo smutne. Nawet nie idzie tego określić, jak można sobie samemu niszczyć wszystko czego się pragnie i do czego się dąży. Nie, to wcale nie jest głupota, czy może coś innego, to jest strach. Boję się, niekiedy za bardzo.

Mimo tego, że to koniec niech płonie zapalniczki płomień.
Nie każdy człowiek to wie, że wypływa od nas ogień.
~ Grubson

3.05.2012

Trzy słowa: umiem powiedzieć NIE!

Zawsze tak bardzo się staram, mimo iż jeszcze bardziej mi się nie chce. Nie wydaje mi się by było to coś dziwnego. W otaczającym mnie świecie, coraz częściej zauważam podobne zjawisko, które towarzyszy mi począwszy od otwarcia oczu z samego rana, a na ich zamknięciu do snu kończąc.

Latami, tak dokładnie – LATAMI – uczyłam się tej głupiej asertywności. Po co mi ona była? Kurde. Kiedy teraz jestem już pełnoletnia i mogę decydować sama o sobie, o moim losie, o tym moim być albo nie być. Asertywność, cholera jak to dziwnie brzmi! Nie wiem dlaczego, ale kojarzy mi się z samowystarczalnością, albo samokontrolą? Takie wszystko „forever alone”. Chyba skwejkowałam do reszty! No, ale przejdźmy do sedna. Mianowicie przeciwstawianie się. Trochę trudna sprawa. Szczególnie obecnie, kiedy w koło tylu manipulantów. Mózg się lasuje od tego wszystkiego.

Teraz to nawet Internet nam ocenzurują i nic nie pozostanie z naszej wolności słowa. Masakra! Nie lubię być ograniczona w jakiś sposób, czuć czyiś nierówny oddech na moich pięknych pleckach. To taki dyskomfort na maksymalnym poziomie. Kontrolowanie takie jak w przedszkolu, kiedy to pilnuje się by dziecko nie włożyło sobie klocka do oka. Biedne dzieci. Nie wiedzą, co straciły rodząc się dopiero teraz… A swoją drogą, ciekawe jak to będzie za hm… 20 lat? Może Tuska wreszcie nie będzie, Internet zastąpi nam szkołę, a tanie siły robocze zostaną zmienione na wykwalifikowane kadry pracowników reprezentowane przez zmutowane roboty będące na każde zawołanie człowieka? Nie chciałabym być na miejscu takiego „cacka”. Sztuczna inteligencja i te sprawy. Chyba, że będzie miał spięcie i wtedy pomieszają się kabelki i będzie potrafił w końcu się przeciwstawić swojemu Guru. A co Bóg na to? Jeśli on w ogóle istnieje oczywiście. Nie chcę tutaj teraz rozmyślać nad jego byciem, albo nie byciem, bo na to mi czasu brak i ochoty prawdę mówiąc.

Na PP (Podstawach Przedsiębiorczości) w szkole też coś tam zahaczyliśmy o wątek na temat wyrażania swojego zdania. Nauczycielka mówiła, że nie należy poddawać się głosowi ludu, pozwalać sobie wchodzić na głowę tylko trzeba wszystko robić w granicach własnego rozsądku. Przecież wszyscy go mamy, więc dlaczego by nie używać czasami tych szarych komórek?

Lubię snuć sobie hipotezy dotyczące bezwarunkowego oddawania się w czyjeś ręce. Dlaczego taki ktoś z biedniejszego domu, no bo niekoniecznie zamożny od urodzenia, jednym kiwnięciem palca jakiegoś bogacza staje się jego pieskiem na posyłki? Aż krew się gotuje, jak widzę takie zagrania. Czy ludzie są po to by ich wykorzystywać? Denerwuje mnie również czarny humor o czarnych murzynach. Tak. Czarne to i czarne tamto. Jest ktoś czarny to od razu gonimy do roboty, bo ma lepsze predyspozycje do tego? Jawna dyskryminacja!

Te trzy słowa są nawet idiotyczne jak teraz sobie o tym pomyślę. Tyle zła dookoła, tyle tej różnej nienawiści, zawiści, rządzy. Kto to wszystko jest w stanie ogarnąć? Jestem w stanie w ciągu minuty wymyślić 1000 pytań, które jak sądzę pozostaną bez sensownej odpowiedzi na długi, długi czas. Czasami czegoś chcę, ale tego nie mam i dążę do tego nawet po trupach. A tam! Co się będę innymi przejmować, bo dla mnie najważniejsze jest moje własne ja! A niech gadają, że ja narcyz, czy hipokryta, czy człowiek bez uczuć. Po prostu ściągnęłam swoją maskę ukazując prawdziwą twarz. Nie zagram tak, jak ktoś mi podyktuje. Ewentualnie pozwolę sobie posłuchać, co ma druga osoba do powiedzenia, a później przeanalizuję wszystko dokładnie i podejmę decyzję czy się z tym zgadzam, czy też nie. Nie jestem już fanką pochopnych decyzji. Słów rzucanych na wiatr też nie jestem w stanie zaakceptować. Tupnę mocno nogą. Prawie tak samo jakbym się obraziła na pół świata i obwieściła wszystkim: „Halo! Ja tu mam focha!”.

Chyba mam coś z głową. To raczej już stwierdzone, jak na razie przeze mnie. Poczekam jeszcze na opinię specjalisty. Wiem! Przecież uderzyłam się jakiś czas temu centralnie w czoło! Może mi się coś poprzestawiało? Być może. Jednak nie tak bardzo bym stała się wiernie oddaną materią potakującą na każde kiwnięcie czyjegoś paluszka.


Publikacje:

2.05.2012

Plastikowe kobiety.


Jeśli ludzie będą zwracać uwagę tylko na wygląd, nigdy nie nabiorą szacunku do umysłu. – „Uczennica Maga”  Trudi Canavan.

Mała dziewczynka paraduje po domu w za dużych szpilkach i sukience wyjętej z szafy swojej matki. Przegląda się w lustrze, zakłada wielkie korale, maluje szminką usta. Stara się chodzić jak modelka, tańczy, wygłupia się – domownicy ją podziwiają, śmieją się. Z początku wszystko zdaje się być tak niewinne – przecież to tylko zabawa! Niestety czasami zdarza się, że młoda kobietka coraz częściej wciela się w rolę damy i już od najmłodszych lat marzy o tym by być piękną i idealną.

Z biegiem czasu zaczyna naśladować kobiety widziane w mediach, spotkane na ulicy, bądź też swoją mamę, która bardzo często postrzegana jest, jako autorytet małej Księżniczki. Nie ubierze nic, co nie jest markowe, drogie i modne. By wydłużyć nogi nosi buty na wysokim obcasie. Potrafi wykonać perfekcyjny makijaż, bez którego coraz trudniej wyjść jej z domu, bo uważa, że jest on niezbędny, aby pokazać się wśród ludzi. Dziewczyna dorasta. Zauważają to rodzice, nauczyciele, znajomi. Chłopcy coraz częściej zwracają na nią uwagę, co niewątpliwie jej się podoba. Pragnie wyróżniać się pośród szarych koleżanek, których dookoła jest pełno. Nie chce być jedną z nich, bo dąży do tego by być najlepszą i podziwianą. Zaczyna rozjaśniać włosy i ubolewa nad tym, że tak wolno rosną, lecz aby przyśpieszyć ten proces bez wahania jest w stanie je przedłużyć by zrobić wrażenie na otoczeniu. Aby bardziej podkreślić nowy kolor fryzury – wybiera się na solarium, które staje się jej drugim domem. Coraz częściej w jej garderobie na wieszakach można doszukać się strojów w różne motywy zwierzęce oraz popularny róż. W tym momencie zaczyna się balansowanie pomiędzy dobrym smakiem, a kiczem. To pierwsze cechuje się naturalnością, delikatnością i zmysłowością, natomiast drugie jest przerysowane, sztuczne. W dzisiejszych czasach rzadkością jest przedstawianie Marylin Monroe, jako kanonu piękna. Dziewczyny wolą być szczuplejsze, nie stronią od mocnego make-upu, kusych strojów oraz ordynarnych białych kozaczków. Pragną być takie, jak ich ukochana zabawka z dzieciństwa, którą była Lalka Barbie. Ona zawsze była idealna, miała piękną figurę, długie nogi, cudowne, lśniące włosy. Właśnie, dlatego prawdopodobnie tak wiele młodych kobiet oszpeca się różnymi operacjami plastycznymi, po to by przybliżyć swój wygląd do tego wymarzonego. Pierwszym krokiem by być jeszcze bliższą tej wspaniałości jest powiększanie piersi. Przecież Barbie ma takie duże, krągłe, kształtne wypukłości! Dlaczego, więc nie pomóc naturze i naprawić to, co niewątpliwie zostało przeoczone? Następnie odsysanie tłuszczu. Nie do przyjęcia są wylewające się boczki w ulubionych biodrówkach! W kolejce czeka już wypełnianie ust, podnoszenie kości policzkowych i wstrzykiwanie botoksu tu i ówdzie, by zlikwidować mikroskopijne zmarszczki. Całości tego naturalnego wyglądu dopełniają sztuczne paznokcie, najlepiej bardzo długie, wzorzyste, mieniące się. Jak każda Pani – potrzebuje swojego Bodyguarda. Koniecznie musi być to mężczyzna o charakterystycznej budowie ciała, z pełnym portfelem banknotów i luksusowym BMW. Nie zabraknie także grona rozchichotanych wielbicielek, potocznie nazywanych przyjaciółkami, z którymi można wybrać się na zakupy czy ploteczki. Co weekend można spotkać ją w najlepszych klubach w mieście, w skąpym stroju z kolorowym drinkiem w ręku.

Nie zawsze jest jednak tak kolorowo. Po latach nawet najbardziej zaangażowane w poprawianie swojej urody różnymi metodami kobiety, wyglądają gorzej niż mogłyby gdyby się nie oszpecały całe życie. Drogie kosmetyki, fachowa dłoń kosmetyczki, najlepszy chirurg – nie są w stanie na zawsze zatrzymać uciekającego czasu. W pewnym momencie każdego z nas dogonią zmarszczki i inne nieprzyjemności wynikające ze starzenia się. A wtedy za późno będzie na pracę nad swoim zachowaniem, charakterem czy rozwojem intelektualnym. Może właśnie, dlatego miano pustaków przypisywane jest osobom, które aż nadto dbają o swój wizerunek, poświęcają temu swój cały czas. 

Czy warto wystawiać się na pośmiewisko i brak akceptacji ze strony innych ludzi, po to by spełniać swoje marzenia?


Publikacje:

1.05.2012

Specyficzny sposób bycia.


Nie mam czasu na igraszki z moimi erotycznymi kaprysami! Nie potrafię mu jednak odmówić, przeciwstawić się i zdecydowanie tupnąć nogą. Czyste szaleństwo, istna patologia moich wrażeń...

Gdy tak pieścisz moje włosy swoim namiętnym dotykiem, wszystkie komórki mojego ciała nagle uchodzą ku niebiosom. Wtedy sprawiasz, że nawet odwrócony wzrok nie jest wstanie odwieść mnie od Twojego spojrzenia. Ciało drży, pojawia się gęsia skórka i oddech zaczyna niebezpiecznie przyspieszać. Co Ty robisz, że niczym wywołujesz we mnie obłęd?

Siedzę na fotelu z papierosem w ręku i popijam kawę. Jak zwykle nogi położyłam na kanapie stojącej obok. Uwielbiam zaciągać się tym trującym specyfikiem czując w płucach tę wojnę, która właśnie się rozgrywa poprzez smaczne opary i wyobrażać sobie personę. Właśnie tę, która kilka chwil wcześniej rządziła całą mną. Zagryzam wargi mimowolnie, biorę kubek z ukochanym trunkiem i z grymasem na twarzy się przyglądam. Piękny to widok, gdy oczy jednej osoby spotykają się z oczami drugiej. Serce mi zaraz wyskoczy z piersi w tym niesamowitym amoku. Uśmiecham się pod nosem i delikatnie kiwam głową. Dziecinada – pomyślałam – istna dziecinada! Dwoje ludzi mających się ku sobie potrafią siebie wzajemnie zawstydzić w momencie pożerania siebie spojrzeniami, które mówią tylko jedno, tylko to, co oczywiste. Budzą się we mnie instynkty zwierzęce, mam ochotę rozerwać siebie wewnątrz i wydrapać wyobraźnię. Działasz na wszystkie moje zmysły, obezwładniasz jak najlepszy narkotyk. Trochę irytująca sytuacja, ale jaka piękna i prawdziwa. Samo życie. Nie pozostanę Ci dłużna i w najmniej spodziewanym momencie zaatakuję tak, że zwyciężę.

Jestem kobietą i ciężko mi się zdecydować na jednakowy sposób bycia. Niekiedy jestem drapieżna i mam ochotę rozdrapać jego żyły w szale ekscytacji. Innym razem potrafię być serwilistyczna i porządna. Prawie zawsze jednak mam manię idealizmu. Wszystko musi być takie perfekcyjne i bez spontanicznych wątków napędzanych przez podświadomość.  

Czy specyficzny musi być ordynarny i w złym guście? Chyba potrafię zapanować nad dobrym stylem, a tandetą. 


Publikacje: 

Kawa: czarna miłość!

Dopóki Cię nie zasmakowałam nie wiedziałam, jak ważną rolę będziesz odgrywać w mej egzystencji, jak zawładniesz moimi pragnieniami, jak będę chciała Ciebie więcej i więcej. Dziś już wiem, że słowa piosenki Agnieszki Osieckiej: „filiżanka czarnej kawy z ukrytym na dnie cierniem, na lenistwo dla zabawy, filiżanka codziennie i częściej” są swego rodzaju ostrzeżeniem. Właściwie to mogę Cię porównać do czeluści piekielnej, z której nie chcesz oddać swoich podwładnych, gdzie jeden taniec z Tobą powoduje nadzwyczajną bliskość, przywiązanie i chęć pobudzania kolejnych kubków smakowych. 

Każdego ranka z jeszcze zamkniętymi oczyma i na bosaka idę zaparzyć kawę w moim ukochanym, wielkim kubku „kawowym”. Uwielbiam moment zalewania wrzątkiem mojego nektaru Bogów. Unosi się wtedy taki cudowny, piękny zapach. Ta parująca aromatyczna rozkosz sprawia, że automatycznie budzą się we mnie wszystkie funkcje życiowe i zapominam, że mi zimno, że za chwilę trzeba się ogarnąć, iść do pracy, po prostu zacząć nowy dzień.

Właściwie to są cztery, mało sympatycznie brzmiące litery, a dają tyle satysfakcji! Zapewne o kawie napisano już niejedną książkę, przeprowadzono niejedną debatę i wypowiedziało się w jej kwestii wielu znawców. Nie jestem w stanie od tak sobie zliczyć ile jest jej rodzajów, sposobów podawania i parzenia, zapachów.

Ostatnio wybrałam się na kawę z przyjaciółką do jednej z kawiarni znajdujących się w moim mieście. Przeglądałyśmy kartę i nie widziałyśmy nic ciekawego, nic specjalnego, nic takiego nadzwyczajnego, na co chętnie byśmy się skusiły. Zamówiłam więc Latte Macchiato z syropem migdałowym, mleczną pianką i migdałami. Po kilku minutach kelnerka przyniosła mój trunek. Wyglądał dość przyzwoicie: wysoka szklanka z piękną długą łyżeczką znajdowała się na porcelanowym talerzyku, biała chmurka przystrojona liściem mięty, wiórkami orzechów oraz syropem w kolorze karmelu. Jako, że nie jestem fanką wszelkich pianek na napojach to wszystko razem wymieszałam. Co się okazało? Z pierwszym łykiem miałam już niebo w gębie. Cholera, to było przepyszne! Połączenie różnych smaków, lekka gorycz ze słodyczą i kawałkami migdałów dało ciekawy efekt. Po tym doznaniu stwierdziłam, że tak jak nie lubię słodkich kaw, tak ta będzie moją ulubioną i znajdzie się w czołówce zamawianych w lokalu. Za cudowne uniesienie zapłaciłam 10zł – warto było.

Wracając jednak do spraw bardziej przyziemnych, codziennych, z którymi mam styczność na okrągło. Nie ma takiego popołudnia, czy też południa jak jestem w domu bym nie zaparzyła sobie czarnej magii, która rozgrzewa mnie w te mroźne dni. Niektórzy nie zrozumieją mojej fascynacji wynikającej z picia tej mrocznej cieczy, gdyż wiele osób nie lubi jej specyficznego smaku i nawet na samą myśl się krzywią. Wolę sto razy bardziej wypić małą czarną, niż delektować się najlepszą na świecie herbatą.

Raczej nie sądzę bym była uzależniona, lecz ponoć każdy nałogowiec potrafi się inteligentnie wymigać od przyznania się do prawdy.


Publikacje: