5.12.2013

Pięć sekund.

Co w jej głowie siedzi? Indygowe bazgroły na gładkiej kartce malowała. Podczas deszczu wszystko się rozmywało. Historia opisana na faktach. Zatruwa swoje szare komórki trzynastoma papierosami dziennie. Zegar bez wskazówek, czas bez sekundnika jej się podoba. Spływa wszystko po transparentnym wehikule czasu. Nie potrafi się nudzić. Widzi wszystko to, co chce zobaczyć. Same cuda i dziwy. Poranki, które zaspokajają wszystkie fantazje. Obraz za obrazem. Galeria złudzeń opętanych przez rozrzuconą terminologię zdarzeń. Została pozbawiona wszelkich boskich proporcji. Zrozumiesz to? Potrafisz odgadnąć jej chaotyczne myśli? Rzuca Ci spojrzenie pełne uśmiechniętych krwawych łez. Byłaby znacznie inna, gdybyś rozkazy wydawał swoim paradoksalnym myślom.
Zatrute powietrze jest w tym mieście. Bez zbędnych słów i potoków namiętnych dzikich tekstów. Gdzie się podziało całe plebstwo? Spłoń na stosie ułożonym ze spróchniałych gałęzi. Niech iskra rozpala Twoje wnętrze. Będę z pasją patrzeć, jak uchodzą z Ciebie wszelkie czynniki ludzkie. Wiesz kim zostaniesz? Prochem. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.

Grzechem byłoby nie wspomnieć o zagryzaniu wargi śnieżnobiałymi zębami. Robi to tak apetycznie, że ślina nie ma siły cieknąć. Wydobywa się jedynie jej niewyraźny kontur kącikami pełnych ust. Uśmiech maluje się na chwilę, sekund pięć. Pora pobawić się w chowanego. Chodź.

30.11.2013

Dwa miliony.

To ten światopogląd odrywa mój wizerunek od bladej codzienności i ukrywa się w półmroku.

Boję się ciemności, ale wtedy najłatwiej jest kroczyć przez nieznane. Nigdy nie wiadomo, co się spotka, kogo się minie. Nutka tajemniczości z otoczką strachu. Głęboka czerń pochłania ciało za ciałem, umysł za umysłem. Nadchodzi jak śmierć. Tylko kosy jej brak.
Dwa miliony ludzi. Dwa miliony przyśpieszonych oddechów i lęków. Dwa miliony pełzających dusz. Czy dwa miliony to, aż tak wiele? 

Wypalam się od środka. W głowie wibruje mi tylko kolor żółty, taki przeciętny odcień cytrynowy. Czasami przekręcam się na lewą stronę, niekiedy gubię kierunek i jestem prawa. Rozbiegany punkt widzenia odbija się od chudych piekła ścian. Paradoksalna rola teatralna skrywana pod niedostrzegalną maską nicości. Płacz i tańcz! No dalej! Tańcz, płacz! Zobacz jak pięknie wibruje powietrze, jak oddech wydostający się z ponętnych ust maluje białe chmury. Jestem uzależniona od inności. Czemu mi tak dobrze wśród tego zła, pośrodku pandemonium? Umiem dogadać się z tymi, którzy marszczą brwi na mój widok. Z niedowierzaniem wysłuchują potoku słów, obserwują setki niekontrolowanych gestów i próbują zrozumieć. Ta kobieta ma dar! Ona potrafi zrobić coś nieprawdopodobnego i pogryźć z zamkniętymi ślepiami. Ten człowiek karmi mnie enigmą, doprowadza do ciarek biegających z góry na dół. Nie będę się rewanżowała, gdyż przedawkowanie grozi śmiercią.

Zacznij się głośno śmiać.

25.11.2013

Piętnaście minut.

Kwadrans potrzebny od zaraz. Kilka głębokich oddechów i tonę w rozkosznym stanie uniesienia. Splątanymi palcami gładzę nierówną strukturę szarych ścian. Jestem osaczona namiętnością zegara, oporem czasu, drżeniem spowodowanym harmonią spojrzeń. Przyzwyczajam się do powolnego bezradnego, rozsypywanego popiołu.
Odpocznij ze wzrokiem skierowanym ku górze, gdzie sufit tańczy w Twoich oczach. Nie patrz za siebie na oddalający się cień. Wiesz, jaki to stan, kiedy słowa zamykają usta, a uszy są głuche na szept? To ten moment, to ta chwila, gdy powieki zasłaniają czarne źrenice. Wegetacja. Betonowy posąg stojący w centralnym miejscu zapełnionego pokoju. Obojętnie, tak bardzo obojętnie omijany przez tłumy gapiów. A może go dotknę? A może on ożyje? Oh! On jest martwy, jakże to smutne, jakie to prawdziwie nieprawdziwe. Irracjonalne podejście, odejście. Czarna sukienka, czerwone pantofelki i dama gotowa na bal. A korytarz nie ma końca, a gdzie są drzwi? Nie wiem jak wyjść z tego domu. Okna zabite dechami, drzwi zamurowane. Wyraźna granica, oddziela mnie od rzeczywistości. Fikcja jak klatka osacza mój umysł. Zaraz się zapali, spłonie. Gdzie te cholerne zapałki?

Zaraz zapiszę to wszystko jeszcze raz, za momencik, za chwileczkę, za piętnaście minut. Rozkosznie zacznę wyć.

29.10.2013

Nie daj.

Cały świat wypomina poszarzałe wspomnienia dwójki przeciętnych ludzi. To oni zaczęli siać zamęt. Zmienili naszą przyszłość, zanim zaczęli oddychać. Pozamykali swoje zmysły w drewnianych skrzynkach. Mimo to bronią siebie wzajemnie, idą i patrzą.. Wszędzie widzą pustkę. Białe serce, czerwony papier i czarna krew.
Po kropelce, pomalutku. Kap, kap, kap.. Jeden w prawo, drugi w lego, każdy w swoją stronę. Zaraz zaczną biec i spotkają się w najmniej chcianym momencie. Nie wyczekiwanym, lecz tym niechcianym. Czekaniem nic nie zdziałają, zamiary nieprzewidywalne. Nie karaicie się, nie podrzynajcie sobie gardeł. Pozwól jej pomalować usta bordową szminką. Niech szepcze Ci do ucha sprośne kłamstwa. Odnajdźcie zmieniony plan swojej przeszłości i spalcie go! Niech płonie w niebieskim ogniu nicości. W duszy zagra muzyka. Niemiłość!

Oddycham swoim powietrzem. Moje płuca lubią świeżość. Uśmiech nie schodzi mi z ust. To jest pięknie dobre. Wyśmienite i niekonwencjonalne. Wyrazy współczucia dla tych, którzy będą mieli ze mną do czynienia.   

`Daj chłopaka nie wariata, daj nie palacza, nie biedaka, daj nie pijaka, nie Polaka, daj nie brzydala.
Prześlij mi chłopaka nie wariata, daj nie cwaniaka, nie pajaca, daj nie pijaka, nie Polaka, daj nie biedaka. Prześlij mi.

19.03.2013

Moje imię: Nieprawdziwa.


Papierowe słowa przesiąknięte błyszczącymi kroplami deszczu. To one łaskoczą moje uszy, które są spragnione jego głosu. Wszystko się iskrzy i mieni na wietrze. Niebo płacze drobinkami błękitnego brokatu. Złudzenia optyczne przyprawiają mnie o mdłości. Gubię się i nie wiem, co jest fikcyjne, a co prawdziwe.

Jednego jestem pewna. Tego, że noce spędzane przy jego boku są autentyczne. Wtedy czuje się, że żyje i istnieję, ja naprawdę wdycham różowe powietrze dzięki temu facetowi. Nawet najgorsze dni, momenty czy chociażby sekundy spowodowane różnymi sytuacjami – dzięki niemu znikają w nicości. Nieporozumienia i kłótnie, czy delikatne i niegroźne ciosy momentalnie zamieniają się, kiedy jego oczy spojrzą w moje oczy. W tym dziwacznym spektaklu bierzemy udział my, tylko my. Nikt więcej nie ma wstępu na nasze prywatne przedstawienie. Widowni także nie ma, tworzą ją jedynie dwie osoby - my sami.
On mnie poznał. Z wielkiej niewiadomej stworzył iluzję, małe kłamstwo na mój temat. Nie wiem jak mnie spostrzega, jak o mnie myśli. Jednak jestem pewna, że nasze obrazy różnią się od siebie. Ja strzelam pociskami na kilka metrów raniąc go niewyobrażalnie wiele razy, a on wypluwa cały swój jad na mnie. Uzupełniamy się niebywale dobrze. 

Ja nie żyję naprawdę. Ja egzystuję dzięki niemu. Dziękuję.