5.05.2012

Strach przed burzą, czy burza przed strachem?

Wiele razy mówiłam sobie stop!, by znowu nie popaść w przerysowaną eudajmonię. Raczej nigdy się nie dowiem, czy to były dobre wybory, czy też złe. Życie potoczyło się dalej, zostawiając w pamięci luki niepewności, zwątpienia i chęci zawrócenia oraz naprawienia niektórych sytuacji. Cios wymierzony w najczulszy punkt będzie chyba bolał już zawsze, bez  względu na sprzyjające okoliczności, na nastrój.

Bać się można wielu rzeczy, sytuacji, emocji, słów, uczynków. Chyba to tchórzostwo mamy już w genach od pokoleń. W środku, wewnątrz pulsującego organizmu rozgrywa się walka. Bicie serca wymyka się spod kontroli, wszystko pulsuje niewyobrażalnie mocno. Nasze wnętrzności tańczą walca w rytm oddechu, który sterowany jest mimowolnie. Stan, który nas ogarnia blokuje myślenie, racjonalne myślenie i na przód wybiegają najdurniejsze jednostki szarych komórek. Wtedy nie wiesz, czy to jest prawdą, czy wyobrażeniem, bo sam się gubisz. Głupie to uczucie, wiem. Tracimy panowanie nad sobą, swoim ciałem. Ten zimny pot oblewający naszą skórę ma wtedy władzę. Gęsia skórka idzie z nim w parze i z drżącymi dłońmi. Cholera jasna, niech to się wreszcie skończy! Skupić się nie można, złapać jakiejś równowagi i powrócić do świata żywych, do zwyczajnie funkcjonującej społeczności. Założenia, które nami kierują pędzą szybciej niż byśmy mogli się tego spodziewać. Nie jestem w stanie nawet odwrócić głowy gwałtownie i zaśmiać się cicho pod nosem, po prostu nie mogę zrobić nic.

Wolę uprzedzać różne niesprzyjające okoliczności i najpierw szaleć w amoku, niż później bić się z intencjonalnością. Wiem, że robię źle. Jestem tego przecież świadoma. Za prędko wybucham, za szybko wtedy mówię i nie ogarniam nic. Mam ochotę wrzeszczeć na cały głos, uderzyć ręką w ścianę i kopnąć stojącą obok mnie szafkę. Sama siebie zabijam powoli tą maszynerią, którą wprawia w ruch mój mózg. Oszukuję sama siebie tym, że jeżeli wybuchnę przed czasem, przed prawdą to ten strach nie nadejdzie i że będę silną kobietą, która po prostu sobie z tym poradzi, która da radę. Nie liczy się wtedy to co nastąpi, że może ranię ważną dla mnie osobę, że może jest zupełnie inaczej niż ja to sobie wyobrażam. W takich chwilach jestem samolubna, narcystyczna i wstrętna. Ociekam złością, nerwy we mnie królują i drążą dziurę w moim sercu.

To smutne. To jest bardzo smutne. Nawet nie idzie tego określić, jak można sobie samemu niszczyć wszystko czego się pragnie i do czego się dąży. Nie, to wcale nie jest głupota, czy może coś innego, to jest strach. Boję się, niekiedy za bardzo.

Mimo tego, że to koniec niech płonie zapalniczki płomień.
Nie każdy człowiek to wie, że wypływa od nas ogień.
~ Grubson

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz